środa, 20 lutego 2013

24 rozdział " Niewidoczny "


Rozdział 24 : Ness

Był dość ciepły dzień jak na jesienny klimat. Słońce świeciło w oczy i aż chciało się żyć. Wcześniej nie doceniałam tej pogody, a teraz cieszę się chwilą. Czekałam w parku na Rick’ a. Miał mnie zabrać w jakieś miejsce i zacząć lekcję magii. Zazdrościłam mu, że całe życie mógł się przygotowywać i wiedział kim jest. A ja ? Ja nie wiedziałam do tej pory. No bo rozsądnie myśląc nagle stałam się wiedźmą, z czego wcześniej uważałam je za zielone stwory, z wysokim stożkiem na czapce. Miały długie, pryszczate nosy i były garbate, a rękach trzymały miotły. A tu BUM ! Jestem jedną z nich, tyle że wyglądam normalnie. Mogłam teraz zemścić się na wszystkich tych, którzy wyrządzili mi krzywdę... Dick, Melani, Bree, Jade... Mogłam, ale nie byłabym do tego zdolna. Nie jestem w końcu żadną złą osobą mającą przewagę nad innymi tylko dzięki magii. To nie było by zbytnio sprawiedliwe. Przynajmniej dla nich. Moje dumania przerwały mi czyjeś dłonie na moich oczach.

-         Zgadnij kto to ? – Usłyszałam seksowny głos Rick’ a.
-         Brad Pitt ? – Zażartowałam.
-         Nie . Strzelaj dalej .
-         Sylvester Stallone ?
-         Do trzech razy sztuka. – Zaśmiał się.
-         Rick ? – Odwrócił się i podniósł mnie tak, bym mogła spojrzeć mu prosto w oczy.
-         Wygrałaś !
-         A co ? – Spytałam szeroko uśmiechnięta.
-         Darmową naukę magii. – Zrobiłam smutną minę wyraźnie pokazując mu, że nie podoba mi się taka nagroda. – To tylko część Twojej wygranej. Najlepsze mam na wieczór. – Uśmiechnął się do mnie flirciarsko. Przypomniałam sobie słowa Aleksandra. „Jeśli nie przyjdziesz dam Ci spokój.”
-         Dzisiaj wieczorem nie mogę. Jestem już umówiona . – Odmówiłam z szczerym żalem.
-         Nawet nie wiesz jak zabolało. – Spojrzał się lekko zasmucony. – To jutro ?
-         Nie zapomnij ! – Przytuliłam go.
-         Chodź, bo mamy mało czasu.
Kiwnęłam głową i po chwili nagle znalazłam się w jakiejś małej salce. Była zrobiona z drewna i nie miała ani okien, ani drzwi. Pomieszczenie oświetlała mała lampa, która znajdowała się na środku sufitu. Na ścianie wisiała dość sporych rozmiarów tablica. Leżały tam stoły z dość sporą ilością ksiąg, fiolek z przeróżnymi zawartościami, misek, łyżek i dzbanów. Na komodzie były najróżniejsze rośliny, a niektóre były mi całkiem nieznane. Stałam na kruczoczarnych kafelkach. Z pokoju najprawdopodobniej wyjść można było tylko i wyłącznie za pomocą magii.

Z wielkim podziwem przyglądałam się tym wszystkim rzeczą. Rick kazał mi usiąść na krześle, a on osiadł się na biurku.

-         Dzisiejszą lekcję zaczniemy od podstawowych informacji na temat magii. – Oznajmił z onieśmielającym mnie uśmiechem. – Wiesz coś ?
-         Nie. To znaczy nie znam żadnych zaklęć, a jakimś dziwnym sposobem wypowiedziałam czar i użyłam go przeciwko Nancy. – Wróciłam myślami do wczorajszego dnia i wiedziałam, że mój nowo poznany kolega również. Tak bardzo mi brakowało towarzystwa Nancy. Przyjaźniłam się z nią niemal całe życie, a teraz o mało co jej nie zabiłam. Czy tak zostanie do końca życia ? – Jak to możliwe.
-         Jesteś czystej krwi. Masz potężną moc w sobie. Rozumiesz ? Twoja rasa, jeśli tak to można nazwać niekontrolowanie uczy się czterech podstawowych zaklęć. Fuego – ogień, agua – woda, viento – wiatr, tievva – ziemia. 
-         To przecież hiszpański przecież. – Zauważyłam. Dopiero teraz ogarnęłam, że wypowiedziałam zaklęcie w języku hiszpańskim.
-         Owszem, ale co z tego ? To trzeba czuć i trzeba posiadać przy okazji zdolności. Zwykły człowiek nie zaplączę Cię w korzenie mówiąc po hiszpańsku tievva nie wiadomo jakby się starał. Natomiast ja mogę, ale i tak muszę to czuć. Rozumiesz ? – Kiwnęłam głową. Trochę to było dziwne. – magia jest nieokiełznana na początku, a zwłaszcza, że nic o niej nie wiedziałaś. – Pokręcił z żalem głową.
-         Rodzice chcieli mnie chronić przed Tatianą. – Stanęłam w obronie rodziców.
-         Oni pogorszyli tylko sprawę. Gdybyś uczyła się od najmłodszych lat mogłabyś się obronić przed nią. A teraz ? Wystarczy, że Cię znajdzie i już będziesz martwa. Chociaż znając ją już wie gdzie Cię znaleźć. Masz szczęście, że ja i Catalina Cię chronimy, bo inaczej cienko by było. – Westchnął, poczym jednym, zwinnym ruchem zeskoczył z biurka. Dał mi do zrozumienia, że miał racje. Nie umiem się bronić przed nią. Nic nie umiem.
-         Czy możliwe jest włamanie się do snu ? – Zapytałam przypominając sobie dzisiejszą noc. Spojrzał się na mnie zdziwiony i przez krótką chwilę intensywnie się mi przypatrywał.
-         Owszem , ale to trudne. Czemu pytasz.
-         Poznałam ją dzisiaj w nocy. We śnie. – Odpowiedziałam trzęsąc się. Podszedł do mnie i kucnął przede mną.
-         Jak to ?
-         Miałam koszmar. Błąkałam się po lesie i śnili mi się... miałam koszmar. – Nie chciałam mu powiedzieć, że był w moim śnie gwałcicielem o krwawych oczach . – Potem pojawiła się ona. Powiedziała, że mogę tylko jej ufać. – Zrobiłam krótką pauzę uspokajając się. – Nie chce mnie zabić, tylko chce bym się do niej przyłączyła. – Po policzku popłynęła mi malutka łza, która była dowodem , że się tej kobiety cholernie bałam. Czekałam na reakcję Rick’ a, ale on głęboko nad czymś myślał, ale na szczęście po chwili się odezwał.
-         Jest gorzej niż przypuszczałem.
-         Jak mam się bronić w śnie ?
-         Przygotuję Ci na jutro eliksir. Dzięki nie mu nie będziesz miała żadnych snów, więc i Tatiana Cię w nich nie nawiedzi. – Wstał i podszedł do tablicy. Stał nieruchomo, jak posąg. Jedyną oznaką , że był żywym stworzeniem , była unosząca się klatka piersiowa, która współpracowała z jego oddechem.
-         Boję się Rick. Naprawdę. – Nie wiem czemu mu to wyznałam. Naprawdę się jej bałam. – mama mi powiedziała, że jej przeznaczeniem jest zginąć w mojej obronie. Nie mogę je stracić. – Patrzył się na mnie ze współczuciem .
-         Zrobię wszystko by Ci pomóc Vanesso. – Oznajmił i obdarzył mnie ledwo zauważalnym uśmiechem. Wiedziałam, że sprawa z Tatianą go przejęła. Martwił się i naprawdę chciał mi pomóc. Widziałam to w jego oczach.
-         To czego mnie dzisiaj nauczysz ? – Zmieniłam temat i Rick był wdzięczny.
-         Mówiłem, że dzisiaj będzie sama teoria. – Odpowiedział jak prawdziwy nauczyciel . – Wiesz, że jest podział magii ? – Kiwnęłam głową. To jest raczej oczywiste porównując na przykład Tatianę i Cataline. – Dobra magia i zła magia. – Powiedział. – Proste. Ale w praktyce już nie. Powiem tak. To nie Ty decydujesz jaką magią będziesz się posługiwać tylko na odwrót. Bo w środku już ją masz. Ale czy dobrą, czy złą dowiesz się później. Mam nadzieje, że się nie zawiodę.
-         Jak mam rozróżnić dobrą magię od złej ?
-         Jest mnóstwo sposobów. Najłatwiejszym sposobem jest po prostu patrzenie. Jeśli światło z Twoim zaklęć jest jasne, to jesteś dobra, a jeśli ciemne to złe. Proste i logiczne.
-         Bezsensu. Myślałam, że powinno być to trudniejsze.
-         Nie wszystko musi być trudne. Czasem życie daję nam dość prostą drogę. – Uśmiechnął się. – Ale można kontrolować barwę czarów, ale mało kto to potrafi. Ja nie umiem. Jakieś jeszcze pytania ?
-         Ile masz lat ? – Roześmiał się mocno zaskoczony tym pytanie, ale wiedział o co chodzi.
-         Nie znam eliksiru nieśmiertelności jeśli o to chodzi. Mam 22 lat. – Pokazał nawet swój dowód. – Nie jestem tak świetny jak Catalina, ale nawet nie chciałbym żyć wiecznie. – Zaskoczył mnie. Jednak głębiej się zastanawiając też bym nie chciała. Zyć z tymi wszystkimi, okrutnymi wspomnieniami ? Oglądać śmierć swoich bliskich ? To mógłby być koszmar.

Czas mijał dość szybko. Dowiedziałam się, że magia istniała już jakieś trzynaście tysięcy lat temu. Była strasznie stara, ale i tak pełna tajemnic. Dla wielu istot z magicznymi zdolnościami nadal była zagadką nie do rozwiązania. No bo nie wiadomo skąd się wzięła, ani czemu zaklęcia są po hiszpańsku. Dlaczego nie w jakimś starożytnym języku ? Rick twierdzi, że to dzięki magii narodził się ten język. Hiszpania jest pełna czarodziejów i magii. Jest tam Starszyzna, która jest odpowiednikiem sędziego i ławy przysięgłych. Oni decydują co stanie się z oskarżonym magiem. Nie schwytali Tatiany, bo ona ciągle im umyka. Gdy już myślą, że ją mają to ona dawno jest już na drugim końcu świata. Niektórzy z tej całej Starszyzny się jej boją, co znaczy, że jest jeszcze bardziej potężna niż myślałam. Catalina jest jedną z tej całej grupki. Składają się z najstarszych i najpotężniejszych magów. Ogromna ilość społeczeństwa się jej i mają swoją siedzibę w Barcelonie.

-         Nie chciałabym mieć z nimi do czynienia. – Oznajmił trochę przestraszona na myśl, że miałabym stanąć przed nimi jako oskarżona.
-         Ja też. Mówi się, że winnych kara się uwięzieniem w Czarnej Krainie.
-         To znaczy ? – Spytałam ciekawa.
-         Jak tam się znajdziesz to nie wyjdziesz. Nie wiadomo jakbyś była potężna, nie dasz rady. Spędzisz tam całą wieczność, a towarzyszyć Ci będą najgorsze koszmary jakie możesz sobie wyobrazić.
-         Skąd to wiesz ?
-         Bo Starszyzna to stworzyła. To najgorsza kara na jaką mogą Cię skazać. Gorsza od śmierci. – Wyobraziłam sobie mój sen, tylko w ciemnym miejscu. Moje ciało zaczęło się trząść na samą myśl o tym. – Jak złapią Tatianą będzie już bezpiecznie.

 Pocieszał mnie głaskając po ramieniu. Chwyciłam jego dłoń i próbowałam uspokoić swój oddech rozkoszując się jego dotykiem. Lekcja dobiegła końca i muszę przyznać, że zawiodłam się. Chciałam zacząć czarować. Powiedział, że jak ze mną skończy to rafie do akademii magii, gdzie będę lepiej edukowana. Nie zadawalał mnie ten fakt, ale cieszyłam się, że Rick jest jednym z nauczycieli w tamtejszej szkole. Uczył sztuk walki. Czarodzieje musieli umieć się bronić nie tylko dzięki zaklęciom , ale również dzięki sprawności .
Po chwili znaleźliśmy się znowu w parku i już powoli zachodziło słońce.

-         Do zobaczenia jutro profesorze. – Pożegnałam się.
-         Pamiętaj o jutrzejszej kolacji moja droga. – Powiedział.
-         A czy jak będę w akademii to nie będzie to zabronione ? – Zapytałam . Bo co jak co, ale u mnie raczej nie było to akceptowane.
-         Dlatego cieszmy się chwilą. – Czuł to samo co ja. Smutek.
-         Dlaczego jesteś nauczycielem ? – Miał 22 lat. Musiałam zapytać.
-    Dopiero w tym roku zostałem. Akademię kończy się wraz z ukończeniem 21 roku życia. – Kiwnęłam głową. Wziął mnie za rękę i ucałował. – Widzimy się jutro. – Nie zdążyłam nic odpowiedzieć. Zniknął.
~~~
Mam nadzieje, że miło się wam czyta i naprawdę błagam o wasze szczere opinie. ; ))  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz