Rozdział 14 : Ness
Był
już wieczór, a ja i Nancy szykowałyśmy się do wyjścia. Założyłam czarną
koszulkę i niebieski żakiet, a do tego idealnie przylegające spodnie, które
były jasne i czarne szpilki. Nancy natomiast postawiła na sukienkę sięgającą do
kolan koloru białego, różowego żakietu i szpilek. Nawzajem zrobiłyśmy sobie
delikatny makijaż. Co chwila James gnębił Nancy telefonami i wiadomościami. Nie
zdziwiłoby mnie to gdyby tu nawet przyszedł lecz nie chciałam o tym myśleć.
Planowałyśmy zabić się same jak za dawnych i dobrych lat. Zabrałyśmy nasze
torebki i zeszłyśmy na dół. Akurat zetknęłam się z Judy.
-
Gdzie
Amelia ? – Zapytałam.
-
W
pokoju rozmawia z Jess. – Czasem dziwiło mnie to, że Judy zna odpowiedź na
wszystkie moje pytania. – Bardzo ładnie wyglądacie dziewczynki. –
Podziękowałyśmy za komplement i uściskałyśmy Judy.
-
Dziękuję
za bilety. Wiem, że sama zapłaciłaś i jesteś najlepsza. – Powiedziałam.
-
Jesteś
dla mnie jak córka Vanesso. – Powiedziała przytulając mnie.
Przez
drzwi nagle weszli moi rodzice. Byli cali spoceni i wystraszeni. Trochę to
trwało za nim zauważyłam krew na jego koszuli i mamę, która była nieprzytomna.
Krew leciała jej z brzucha.
-
Boże,
mamo ! – Krzyknęłam na cały głos wystraszona. – Judy dzwoń po karetkę. – Nie
musiałam tego mówić, bo słyszałam jej rozmowę. – Co się stało ? – Zapytałam
cała roztrzęsiona.
-
Nie
czas na wyjaśnienia Vanesso. – Odpowiedział mi ojciec. – Weź Nancy do pokoju i
przypilnuj, by Amelia tu nie zeszła. – Rozkazał.
-
Ale
tato... – Wyjąkałam .
-
Zrób
co mówię !
Krzyknął, ale ja nie mogłam się ruszyć. Nie
wierzyłam własnym oczom. Przed drzwiami leżała moja mama wykrwawiająca się i
ojciec brudny od jej krwi. Patrzyłam i patrzyłam i na ustach poczułam słony
smak moich łez. Byłam sparaliżowana strachem.
-
Tato
zrób coś ! - Podniosłam głos na niego.
– Ratuj ją ! Mamo proszę ! – Krzyczałam. Podbiegłam do niej i klękłam nad nią.
– Mamo wytrzymasz. – Szeptałam tuląc ją rękoma. Czułam na sobie jej krew i
zapach. Przez to popłakałam się jeszcze bardziej.
-
Mamo
! – Usłyszałam krzyk Amelii.
-
Nancy
weź ją. – Poprosił grzecznie mój tata, a ona wykonała prośbę.
Na
początku Amelia szarpała się z Nancy chcąc podejść do mamy. Jednak w miarę
upływu czasu po prostu poddała się i poszła z moją przyjaciółką. Nagle
otworzyły się drzwi , a w nich stała Catalina. Rozszerzyłam oczy mocno
zdziwiona.
-
Jestem
Pfilipie. Tak jak kazałeś. – Powiedziała. – Clarissa, mój Boże ! – Dziewczyna
mocno się zdziwiła, ale nie tak mocno jak ja. Skąd ona zna moich rodziców i
dlaczego mówi do nich po imieniu. – Ness przesuń się, proszę.
-
Nie
zostawię jej. – Wyszeptałam ledwo co przez łzy.
-
Nie karze
Ci iść tylko przesunąć się. Jesteś mi potrzebna. – Spojrzała się na mnie, a ja
zrobiłam co chciała. Przesunęłam się.
-
Catalina,
proszę Cię. – Powiedział mój tata błagalnym tonem do dziewczyny. – Ona nie może.
-
Bez niej
nie dam rady jej uleczyć. – Odpowiedziała.
Kiwnął tylko głową i kazała nam robić swoje. Spojrzałam się
na nią pytająco.
-
Chwyć
mnie za ręce. – Zrobiłam to, ale nie bardzo wiedziałam o co chodzi. – Zamknij
oczy i myśl o uzdrowieniu matki tak bardzo jak potrafisz.
-
Ale w czym
to ma pomóc ? – Zapytałam.
-
Nie pytaj,
szkoda czasu.
Na
tym skończyła się rozmowa. Zamknęłam oczy i oddałam się myślą. Słyszałam tylko
jak Catalina mówi jakieś niewyraźne słowa. Skupiłam się na tym co ja mam robić.
W głowie miałam tylko jedną myśl i była nią moc uzdrowienia mamy. Nagle z ust
same z siebie uciekały słowa, których nie rozumiałam. Fuego,
Aqua, Viento, Tierra. Wypowiadałam te słowa w kółko i w kółko jednocześnie myśląc
o mamie. Gdy otworzyłam oczy na raną mamy widniało jakiś światło. Po chwili
rana znikła, a mama otworzyła oczy.
~~~~~~~~~
Będę wdzięczna za komentarze. I pragnę niestety zapowiedzieć, że rozdziały pojawiać będą się trochę rzadziej, bo skończyły mi się ferie, ale będę starać się dodawać je regularnie. : )
~~~~~~~~~
Będę wdzięczna za komentarze. I pragnę niestety zapowiedzieć, że rozdziały pojawiać będą się trochę rzadziej, bo skończyły mi się ferie, ale będę starać się dodawać je regularnie. : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz