Rozdział 29 : Aleksander
Było już po zachodzie
słońca, na który tak czekałem. Jednak ona jeszcze spała, a lekarze mówili, że
przeżyje. Ucieszyłem się na tą wiadomość, ale i tak nadal się bałem. Matka Ness
siedziała na ławce wtulona do swojego męża. Jej twarz była spuchnięta od
płaczu. Nie dawało jej spokoju to, iż jej córka chciała się zabić. Wszedłem w
jej myśli. Była przekonana, że to jej wina, ponieważ za wcześnie spadła na nią
odpowiedzialność w postaci ratowania świata. Ness była ostatnią rasową
czarownicą i tylko ona mogła pokonać potężną Tatianę. Gdyby mogła nadal
trzymałaby to w tajemnicy przed własną córką. Natomiast Rick stał w koncie i
głęboko nad czymś dumał. Postanowiłem dowiedzieć się co nim tak zawładnęło.
Martwił się. Bał się o Vanesse, gdyż się w niej zakochał. Była dla niego
ideałem, z którym chciał spędzić resztę życia. Jak w tym wieku można myśleć o
małżeństwie?! Podszedłem do niego.
-
Jak tam? – spojrzałem się na niego podejrzanie.
-
Źle – wyraźnie było widać, że jest zmęczony – czy między tobą,
a Ness coś się dzieje? – Niedowierzałem i jednocześnie nie wiedziałem co
odpowiedzieć. Czy coś między nami jest? Wydaje mi się, że tak i wiedziałem, iż
to co teraz powiem jest cholernie ważne. Rick chce po prostu wiedzieć czy ma po
co startować to niebieskookiej.
-
Nie – odwróciłem wzrok – tak, to znaczy nie wiem –
westchnąłem, bo sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie.
-
Czujesz coś do niej?
-
Nie wiem
-
Chciałbyś z nią być?- nie dawał za wygraną.
-
Nie wiem – i znowu ta sama odpowiedź. Uśmiechnąłem się
niechętnie i odszedłem. Nie miałem ochoty ciągnąć dalej tej rozmowy oraz
odpowiadać znowu „nie wiem”. Najlepiej...
Z pokoju
Ness wyszła pielęgniarka. Jak na wejście prezydenta wszyscy stanęli na baczność
i oczekiwali na rozkaz. Powiedziała, że można wejść, ale nie wszyscy na raz,
ponieważ pacjentka jest mocno osłabiona. Kiedy przyszła moja kolej i wszedłem
nie mogłem wykrztusić ani jednego słowa. Dziewczyna przywitała mnie słabym, ale
wesołym uśmiechem. Wydaje mi się, że ucieszyła się na mój widok. Podszedłem do
jej łóżka i usadowiłem się na krześle. Chwyciła mnie za rękę. Poczułem się
lepiej i możliwe, iż ona również. Patrzyła się na mnie swoimi błękitnymi
oczami, które były oazą spokoju. Zwłaszcza dla mnie.
-
Jak się czujesz? – popatrzyłem na jej zabandażowane
nadgarstki. Pojawił mi się znowu obraz Ness leżącej na łóżku we własnej krwi.
Otrząsnęło mnie.
-
Lepiej – wydobyła z siebie piskliwy głosik – przepraszam, że
musiałeś to widzieć.
-
Było minęło moja droga – ścisnąłem mocniej jej dłoń –
najważniejsze, że nic Ci nie jest.
-
Musiałeś to mocno przeżywać – z jej oczu poleciała łezka –
naprawdę nie chciałam... ja po prostu musiałam, miałam i nadal mam wszystkiego
dość. Te czary i w ogóle... to nie dla mnie Aleksandrze – nie powstrzymała już
mokrego szlaczka, który spływał po jej policzku.
-
Obiecaj, że to się już nie powtórzy – zażądałem. Patrzyła się
na mnie głęboko zastanawiając się nad odpowiedzią.
-
Nie mogę – Puściła moją dłoń i odwróciła się na drugi bok.
Widziałem tylko jej plecy – Nie obiecuje, bo nie chce Cię okłamać.
Nagle
usłyszałem pikanie z małego ekraniku, który odbierał sygnały z nałożonego na
palcu pulsoksymetru. Dźwięk był coraz to bardziej szybszy i nie wiedziałem co
się dzieje. Zawołałem pielęgniarkę, która zjawiła się w minutę i zaczęła
reanimować Ness. Stałem w narożniku i przyglądałem się tej scenie. Do sali
wszedł lekarz, który użył defibrylatora. Słyszałem płakanie na korytarzu tak
jak myśli. Tyle, że nie jednej osoby, a wszystkich w pobliżu. Myślałem, iż już
to opanowałem, a jednak nie. Wystarczyło pięć sekund na to by rozbolała mnie
głowa. Straciłem równowagę i oparłem się o ścianę z czego zsunąłem się na
podłogę. Chwyciłem się za czoło chcąc wypchnąć te wszystkie głosy, ale na
próżno. Zacząłem krzyczeć z bólu. Usłyszałem jak jakiś lekarz pytał się czy nic
mi nie jest i potem wyprowadził mnie z pokoju. Zabrał mnie gdzieś, dokładnie
nie wiem w jakie miejsce, ponieważ nie mogłem racjonalnie myśleć i nie
wiedziałem co się dzieje. Jednak jak już usiadłem znowu w mojej głowie powstała
cisza. Do pomieszczenia weszła kobieta, po chwili dopiero rozpoznałem Cataline.
Ulżyło mi na jej widok. Przyglądała mi się zmartwiona.
-
Nic Ci nie jest? – zapytała
-
Nie, chyba nie – odsapnąłem – Co z Ness? Co się dzieje?
Widziałem to i ona chyba...
-
Umierała? – chwyciła mnie za ramie – już ją uzdrowiłam, ale
muszę Cię zaniepokoić.
-
Czym ?
-
Ten atak nie jest spowodowany wczorajszą
próbą samobójstwa. Ktoś ją otruł i to w dodatku jest jeden stąd.
-
Lekarz? – Nie dowierzałem w te słowa.
- Ktoś z nas.
Koniec rozdziału ! I wraz nowym rozdziałem - nowy wygląd ! Co o nim sądzicie ? Podoba sie wam ta część ? Zastanawiacie się kto jest zdrajcą? Ja wiem. ^^
Przyznam, jestem zaciekawiona. A wcale nie jest łatwo mnie zaciekawić. Opowiadania na blogach pisze mnóstwo osób, lecz w większości są one, nie oszukujmy się - do niczego. Jednak Twoja historia mi się spodobała, masz talent i widać, że lubisz pisać. Gdy tylko znajdę czas, koniecznie muszę nadrobić zaległości w lekturze :)
OdpowiedzUsuńZapraszam także do mnie, na opowieść o Gees - dziewczynie widzącej duchy, która kompletnie nie radzi sobie ze swym darem :)
http://pozaczasem94.blogspot.com/
No , świetne ♥
OdpowiedzUsuńsuper , ale dodaj już kolejny !
OdpowiedzUsuńświetne , świetne
OdpowiedzUsuń