piątek, 12 kwietnia 2013

29 rozdział " Niewidoczny "




Rozdział 29 : Aleksander
Było już po zachodzie słońca, na który tak czekałem. Jednak ona jeszcze spała, a lekarze mówili, że przeżyje. Ucieszyłem się na tą wiadomość, ale i tak nadal się bałem. Matka Ness siedziała na ławce wtulona do swojego męża. Jej twarz była spuchnięta od płaczu. Nie dawało jej spokoju to, iż jej córka chciała się zabić. Wszedłem w jej myśli. Była przekonana, że to jej wina, ponieważ za wcześnie spadła na nią odpowiedzialność w postaci ratowania świata. Ness była ostatnią rasową czarownicą i tylko ona mogła pokonać potężną Tatianę. Gdyby mogła nadal trzymałaby to w tajemnicy przed własną córką. Natomiast Rick stał w koncie i głęboko nad czymś dumał. Postanowiłem dowiedzieć się co nim tak zawładnęło. Martwił się. Bał się o Vanesse, gdyż się w niej zakochał. Była dla niego ideałem, z którym chciał spędzić resztę życia. Jak w tym wieku można myśleć o małżeństwie?! Podszedłem do niego.

-         Jak tam? – spojrzałem się na niego podejrzanie.
-         Źle – wyraźnie było widać, że jest zmęczony – czy między tobą, a Ness coś się dzieje? – Niedowierzałem i jednocześnie nie wiedziałem co odpowiedzieć. Czy coś między nami jest? Wydaje mi się, że tak i wiedziałem, iż to co teraz powiem jest cholernie ważne. Rick chce po prostu wiedzieć czy ma po co startować to niebieskookiej.
-         Nie – odwróciłem wzrok – tak, to znaczy nie wiem – westchnąłem, bo sam nie znałem odpowiedzi na to pytanie.
-         Czujesz coś do niej?
-         Nie wiem
-         Chciałbyś z nią być?- nie dawał za wygraną.
-         Nie wiem – i znowu ta sama odpowiedź. Uśmiechnąłem się niechętnie i odszedłem. Nie miałem ochoty ciągnąć dalej tej rozmowy oraz odpowiadać znowu „nie wiem”. Najlepiej...
Z pokoju Ness wyszła pielęgniarka. Jak na wejście prezydenta wszyscy stanęli na baczność i oczekiwali na rozkaz. Powiedziała, że można wejść, ale nie wszyscy na raz, ponieważ pacjentka jest mocno osłabiona. Kiedy przyszła moja kolej i wszedłem nie mogłem wykrztusić ani jednego słowa. Dziewczyna przywitała mnie słabym, ale wesołym uśmiechem. Wydaje mi się, że ucieszyła się na mój widok. Podszedłem do jej łóżka i usadowiłem się na krześle. Chwyciła mnie za rękę. Poczułem się lepiej i możliwe, iż ona również. Patrzyła się na mnie swoimi błękitnymi oczami, które były oazą spokoju. Zwłaszcza dla mnie.
-         Jak się czujesz? – popatrzyłem na jej zabandażowane nadgarstki. Pojawił mi się znowu obraz Ness leżącej na łóżku we własnej krwi. Otrząsnęło mnie.
-         Lepiej – wydobyła z siebie piskliwy głosik – przepraszam, że musiałeś to widzieć.
-         Było minęło moja droga – ścisnąłem mocniej jej dłoń – najważniejsze, że nic Ci nie jest.
-         Musiałeś to mocno przeżywać – z jej oczu poleciała łezka – naprawdę nie chciałam... ja po prostu musiałam, miałam i nadal mam wszystkiego dość. Te czary i w ogóle... to nie dla mnie Aleksandrze – nie powstrzymała już mokrego szlaczka, który spływał po jej policzku.
-         Obiecaj, że to się już nie powtórzy – zażądałem. Patrzyła się na mnie głęboko zastanawiając się nad odpowiedzią.
-         Nie mogę – Puściła moją dłoń i odwróciła się na drugi bok. Widziałem tylko jej plecy – Nie obiecuje, bo nie chce Cię okłamać.
Nagle usłyszałem pikanie z małego ekraniku, który odbierał sygnały z nałożonego na palcu pulsoksymetru. Dźwięk był coraz to bardziej szybszy i nie wiedziałem co się dzieje. Zawołałem pielęgniarkę, która zjawiła się w minutę i zaczęła reanimować Ness. Stałem w narożniku i przyglądałem się tej scenie. Do sali wszedł lekarz, który użył defibrylatora. Słyszałem płakanie na korytarzu tak jak myśli. Tyle, że nie jednej osoby, a wszystkich w pobliżu. Myślałem, iż już to opanowałem, a jednak nie. Wystarczyło pięć sekund na to by rozbolała mnie głowa. Straciłem równowagę i oparłem się o ścianę z czego zsunąłem się na podłogę. Chwyciłem się za czoło chcąc wypchnąć te wszystkie głosy, ale na próżno. Zacząłem krzyczeć z bólu. Usłyszałem jak jakiś lekarz pytał się czy nic mi nie jest i potem wyprowadził mnie z pokoju. Zabrał mnie gdzieś, dokładnie nie wiem w jakie miejsce, ponieważ nie mogłem racjonalnie myśleć i nie wiedziałem co się dzieje. Jednak jak już usiadłem znowu w mojej głowie powstała cisza. Do pomieszczenia weszła kobieta, po chwili dopiero rozpoznałem Cataline. Ulżyło mi na jej widok. Przyglądała mi się zmartwiona.
-         Nic Ci nie jest? – zapytała
-         Nie, chyba nie – odsapnąłem – Co z Ness? Co się dzieje? Widziałem to i ona chyba...
-         Umierała? – chwyciła mnie za ramie – już ją uzdrowiłam, ale muszę Cię zaniepokoić.
-         Czym ?
-         Ten atak nie jest spowodowany wczorajszą próbą samobójstwa. Ktoś ją otruł i to w dodatku jest jeden stąd.
-         Lekarz? – Nie dowierzałem w te słowa.
-    Ktoś z nas.



Koniec rozdziału ! I wraz nowym rozdziałem - nowy wygląd ! Co o nim sądzicie ? Podoba sie wam ta część ? Zastanawiacie się kto jest zdrajcą? Ja wiem. ^^ 

4 komentarze:

  1. Przyznam, jestem zaciekawiona. A wcale nie jest łatwo mnie zaciekawić. Opowiadania na blogach pisze mnóstwo osób, lecz w większości są one, nie oszukujmy się - do niczego. Jednak Twoja historia mi się spodobała, masz talent i widać, że lubisz pisać. Gdy tylko znajdę czas, koniecznie muszę nadrobić zaległości w lekturze :)

    Zapraszam także do mnie, na opowieść o Gees - dziewczynie widzącej duchy, która kompletnie nie radzi sobie ze swym darem :)
    http://pozaczasem94.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No , świetne ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. super , ale dodaj już kolejny !

    OdpowiedzUsuń
  4. świetne , świetne

    OdpowiedzUsuń