Rozdział 28 : Ness.
Łzy poleciały same, a
złość nie ustępowała. Miałam wszystkiego dość, naprawdę chciałam wziąć żyletkę
i zrobić parę cięć. Zakończyć tę nędzne życie i sobie ulżyć. Pragnęłam uwolnić
na powierzchnię czerwoną ciecz, która jednocześnie uwolniłaby mnie samą. Jestem
tylko więźniem w tym nędznym śmiertelnym świecie. Po co to wszystko ? Rodzisz
się, żyjesz i umierasz. I tak w kółko. Po co spełniać marzenia skoro i tak
umrzesz ? Dlaczego tego od razu nie zakończyć ? Zostawić te wszystkie
cierpienia komuś innemu ? Skoro chcą się męczyć niech to robią, ale niech mi
dadzą spokój. Byłam w tym momencie strasznie zdesperowana. Myślałam o śmierci.
Wstałam z łóżka ciężko podnosząc nogi, otworzyłam drzwi od łazienki i z szafki
wyciągnęłam żyletkę. Moją przyjaciółkę. Wróciłam do pokoju i usiadłam na moim
wielkim łożu wpatrując się w przedmiot, który był mi teraz bliski. Przedmiot,
który będzie za mnie odpowiedzialny. Patrzyłam się na ostre końce i wyobrażałam
sobie chwile kiedy te końce przetną mi skórę. Chwilę kiedy poleci krew, a ja
się zemdleje po chwili umierając z uśmiechem na twarzy. Zaśmiałam się sama do
siebie. Przybliżyłam żyletkę do żył i oddychałam ciężko. Czułam chłód metalu
muskający moją skórę oraz słony smak łez. Zrobiłam pierwsze cięcie. Wykrzywiłam
lekko twarz z bólu i patrzyłam jak wodospad z krwi leci na podłogę. Kolejne
cięcie zrobiłam na drugim nadgarstku. Po chwili zrobiłam jeszcze sześć takich
ruchów, po trzy na każdą rękę. Uśmiechnęłam się zrelaksowana powoli odpływając
myślami w siną dal. Upuściłam nieświadomie żyletkę na podłogę i bezwładnie
opadłam na łóżko. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą – moją ostatnią
chwilą. Usłyszałam pukanie do drzwi, ale je zignorowałam. Chciałam spać.
-
Ness otwórz ! – Wydzierał się za drzwiami Aleksander. – Czuje,
że jest coś nie tak, otwórz proszę !
W jednej sekundzie
wywarzył drzwi, a ja na chwile otworzyłam oczy. Spojrzałam się na jego twarz,
która na mój widok jeszcze bardziej spochmurniała. Przyglądał mi się i płakał.
-
O nie ! Nie zostawisz mnie ! – Krzyczał, a ja powoli
pogrążałam się we śnie. Ostatnie co usłyszałam to rozszarpywanie koszulki.
Aleksander
-
Ness otwórz oczy ! Błagam Cię. – Rozdarłem sobie koszulkę i
próbowałem jak najszybciej zatamować miejsca, z którego wypływała krew. – Rick,
chodź tu szybko ! – Zawołałem chłopaka. Nie reagowała na moje krzyki. Bałem
się, że ją stracę. – Chodź tu szybciej ! – Pognałem Rick’a.
-
Co jest ? O cholera..
Zamurowało go kiedy zobaczył nieprzytomną
Ness w kałuży jej własnej krwi. Nawet nie musiałem nic mówić, on sam wziął
telefon i szybko zadzwonił po pogotowie. Położyłem jej głowę na moje nogi i
głaskałem jej włosy. Szeptałem jej do ucha, że nie pozwolę jej odejść. Coraz
słabiej oddychała, a ja coraz mocniej się bałem. Całowałem jej czoło i mocno
przytulałem.
-
Gdzie oni są do jasnej cholery ?! – Krzyknął zdenerwowany
blondyn. Usiadł koło mnie i próbował wyczuć puls. – Mamy mało czasu. – Spojrzał
się na mnie ponuro. – A ja nie specjalizuję się w uzdrawianiu. – Westchnął
ciężko.
-
Przynajmniej spróbuj.
Poprosiłem,
a on tylko kiwnął głową. Swoje dłonie położył na jej nadgarstkach. Słyszałem
jak pod nosem mamrocze jakieś niezrozumiałe słowa, które prawdopodobnie były
zaklęciami. Zamknął oczy i z jego rąk wydobywało się światło. Puścił ją i
spojrzał się na mnie wykończony.
-
Spowolniłem tylko wydobywanie się krwi, na nic więcej mnie nie
stać.
Do pokoju weszło trzech
lekarzy. Sprawdzili stan Ness i kazali nam wyjść z pokoju, a najlepiej wrócić
do domu. Patrzyliśmy jak wywożą ją z domu.
-
Co z nią będzie ? – Spytałem lekarza.
-
Straciła dużo krwi i mamy mało czasu. Proszę się przesunąć. –
Ostatnie co zdążyłem zobaczyć to zamykające się drzwi ambulansu. Następnie
zniknąłem wraz z wyjściem słońca, a Rick widział jak znikam...
~~~~
Kolejny rozdział już jest. Podobał się ? Skomentuj. Dla mnie to motywacja do dalszego pisania. ; ))